niedziela, 15 lutego 2015

Przygotowania do blotu

Czy w ogóle są potrzebne? Czy mogą już stać się częścią rytuału?

Na przykładzie ostatniego Disablotu oraz Jule opiszę moje subiektywne podejście do przygotowań. W pierwszym przypadku do blotu, który prowadziłam osobiście w drugim do święta, na którym byłam gościem. Z moich osobistych doświadczeń wynika, że przygotowania najczęściej są potrzebne, mogą stać się czynnościami zrytualizowanymi oraz w dużej mierze polepszają jakość następującego po nich obrzędu.

Czy to znaczy, że nie ma spontanicznych blotów?

Na pewno nie. Blot zawsze zawiera w sobie jakąś część improwizacji. Nie jesteśmy w stanie zawsze wszystkiego przewidzieć i zaplanować idealnie, podobnie jak w przypadku organizowania jakiegoś spotkania czy imprezy.
Możemy się jednak do tego świetnie przygotować i sprawić, że wydarzenie będzie udane i na długo zapadnie nam w pamięć.

Ponadto pewnie każdemu zdarzyło się choć raz blotować nie z okazji święta a z jakiś innych przyczyn czy potrzeb. Często pod wpływem nagłej, szybkiej decyzji. Mi również, chociaż do spontanicznych się nie zaliczam. I to do tego stopnia, że przygotowuję się nawet na swoje spontaniczne pomysły :> Skutkiem tego jest np zabieranie ze sobą na wszelkie wyjścia w góry czy do lasu, chociaż małej buteleczki z alkoholem oraz czegoś co będzie nadawało się na ofiarę. Tak na wszelki wypadek! :-)

Jednak w przypadku świąt, planuję dużo wcześniej. Np, domowy miód na Jule powstał już podczas zlotu z okazji Midtsommerblotu. Niektóre święta są dla mnie szczególnie ważne, pamiętam o nich dużo wcześniej, dlatego zdarza mi się przykładowo już zimą robić coś co wykorzystam na Ostarze.

Zawsze spisuję wcześniej słowa, którymi zapraszam bogów podczas blotów, jednak nie powtarzam tekstów z poprzednich lat. Mimo iż tak często używamy sformułowania "koło roku" to musimy mieć świadomość, że Ostara z 2015 nie bedzie taka sama jak ta z 2014, która była całkiem inna niż ta w 2013, a tamta z kolei różniła się bardzo od tej z 2012 i nie ma porównania z tą z 2011 itd... Koło roku nie tylko kręci się wokół własnej osi ale również przesuwa się w czasie.


Święta się powtarzają ale każdy blot jest inny. Za każdym razem my również jesteśmy inni, bo starsi i bogatsi w doświadczenia. Dlatego mamy co innego do powiedzenia, nasze potrzeby się zmieniają, nasze ofiary są inne, często również zachodzą zmiany w kręgu osób wspólnie świętujących.

To samo święto a tak różne wspomnienia.

Dla mnie osobiście powtórzenie podczas blotu słowo w słowo tekstu z poprzedniego roku to krok w tył, jak np powtórzenie klasy w podstawówce.
Dlatego nie daj się lenistwu, a wykaż kreatywnością. Obawiasz się, że coś źle zrobisz? Dlaczego? Myśl, przygotuj się. Nie korzystaj z gotowców przygotowanych przez kogoś innego (lub co gorsza swoich ubiegłorocznych tekstów). Włóż w to trochę wysiłku, czasu, pracy a zobaczysz, że się to opłaci. Masz do dyspozycji sporo źródeł, które pomogą Ci sie przygotować. Zawsze możesz też zapytać kogoś o radę (w kontakcie podaję linki stron lokalnych grup oraz maile do osób, które mogą coś podpowiedzieć). Niech ta rada będzie inspiracją a nie narzuconą normą, którą musisz wykonać wg szablonu od A do Z. Ty to Ty, Twoje doświadczenia, Twoje przemyślenia, Twoje życie. Nawet jeśli złożone z lat nastu a nie kilkudziesięciu to nie przekładaj ilości nad jakość. Bądź samodzielny/a!

Ok, wiem, że to łatwo powiedzieć a trudniej wykonać :-) Zwłaszcza, kiedy się dopiero zaczyna i jeszcze wciąż troche błądzi po omacku. Poza tym, lubimy też upewniać się, że zrobiliśmy coś dobrze. Stąd wielokrotnie powtarzające się pytania (z okazji niemal każdego święta): "Jak się przygotowujesz? Jakie ofiary? Którzy bogowie? Jak przystroić miejsce?" itd... Nawet "a w co się ubieracie?" :-P Zdaję sobie sprawę z tego, że 90% tych pytań nie wynika z tego, że ktoś chce się dowiedzieć jakie buty będą najwłaściwsze na blot z okazji Jule a jaki krawat zalożyć na Ostarę. To zwykła, ludzka ciekawość. Rozumiem i właśnie po to tworzę ten post. Żeby w końcu dać zadość wszystkim szczegółówym pytaniom. I dlatego, że wiem iż mój odbiorca jest istotą rozumną, potrafiącą czytać i myśleć logicznie, więc nie przyjmnie poniższych opisów jak dogmatów a po prostu zaspokoi swoją ciekawość.

1. DISABLOT.

Myśli o tym święcie zaczynają się pojawiać już po powrocie z obchodów Jule. Im bliżej daty Disablotu, tym częściej sobie o nim przypominam. 2-3 tygodnie wcześniej ustalam termin współnego wyjścia na blot, dogaduję się ze współwyznawcami z okolicy i zaklepujemy sobie pasujący wszystkim dzień w swoich kalendarzach.
Przed świętem zmieniam również wystrój domu. Ustawiam świece w kolorach pasujących mi do tej pory roku i obrzędu. Robię porządek na domowym ołtarzu, ustawiam w centralnym punkcie Norny, figurkę Freji oraz coś co przypomina mi o Skadi. Świec jeszcze nie zapalam a trakcie następnych dni co jakiś czas dokładam albo usuwam kolejne rzeczy, aż w końcu całość nabiera zadowalającego mnie kształtu.


W wolnym dniu, kiedy jestem na całkowitym luzie i wiem, że mogę na tą czynność poświęcić przynajmniej 2 godziny - siadam sobie z notatnikiem, książkami i jakimś smacznym napojem.
W ciszy i spokoju przeglądam sobie kolejny raz informacje o Disach i dawnych Disablotach.


Zapisuję sobie przydatne hasła. Zastanawiam się nad rolą i atrybutami bogiń i nie tylko ich. Norn, fylgji, walkirii. Moich przodkiń i moich żyjących krewniaczek i przyjaciółek. O tym co jest ważne, o czym warto pamiętać podczas tego święta. Za co podziękować. Za co ewentulanie poprosić. Co ofiarować. Kogo wspomnieć.
Kiedy już wiem, do których bogiń będę się zwracać i kiedy mam już wynotowane istotne informacje, zabieram się do układania treści tego, co zamierzam powiedzieć podczas blotu.
Piszę, czytam, poprawiam. I cały czas mam świadomość, że w trakcie obrzędu coś i tak się zmieni.
Ostatnio korzystam wyłącznie z opracowań norweskich lub anglojęzycznych artykułów. Większość moich polskich książek została we Wrocławskiej Bibliotece Pogańskiej. Wyjątkiem jest jedynie stara, sfatygowana już mocno Edda w tłumaczeniu Apolonii Załuskiej-Stromberg. (A tak na marginesie, Projekt Edda znasz? :-).  Mimo to nie używam już żadnych obcojęzycznych ozdobników. Kiedyś uważałam za coś niezwykle ekscytującego przemawianie w języku, jak mi się wydawało, bliższym bogom. Dziś uważam, że to nie ma sensu. Chociaż uznaję za dopuszczalne powiedzenie paru zdań, jeżeli powiedziane są poprawnie i ze zrozumieniem. Ludzie, którzy jednak nadużywają takich ozdobników sprawiają, że blot staje się sztuczny, sztywny i niezrozumiały dla osób w nim uczestniczących, a co za tym idzie - chybiony. Mimo iż dobrze opanowałam język norweski, do tego stopnia, że przez większość dnia myślę w tym języku i jestem w trybie norweskojęzycznym, nie chcę i nie stosuję go podczas blotu. Mimo iż uczę się pozostałych języków skandynawskich i wiem, że jestem w stanie powiedzieć poprawnie i płynnie to co trzeba - nie robię tego. Przetestowałam te opcję i wróciłam do języka ojczystego, który wydaje mi się najwłaściwszy, bo jest mi najbliższy. Wyjątek robię jedynie przy imionach bogów lub nazwach konkretnych miejsc, bo w tym wypadku spolszczenia wydają się z kolei nienaturalne.
W każdym razie, moja rada dla początkujących: lepiej zrobisz mówiąc płynnie i od serca we własnym języku niż dukając i kalecząc staroislandzki ;-)


W dniu, w którym wychodzimy na blot powtarzam tekst jeszcze 2-3 razy i wprowadzam ostatnie zmiany.
O tym co złożę w ofierze myślę już od kilku dni, czasem tygodni. W tym przypadku, już na Jule wiedziałam, że pierniczki, które dostałam w prezencie od Ślązaków, będą czekały na spożycie aż do Disablotu. Były po prostu za ładne i włożono w nie zbyt wiele pracy, żeby je tak po prostu i po chamsku od razu zeżreć :-) Ale to w sumie był dodatek do świątecznej, małej uczty a nie ofiara sama w sobie. Pare dni przed blotem kupuję nasiona, bakalie i owoce, które mam zamiar zostawić na kamieniu ołtarzowym. Zaopatruję się też w wino, bo jakoś bardziej mi pasuje do tej okazji niż miód pitny (który swoją drogą i tak mam na wszelki wypadek na półce).
Wiem, że nie chcę tym razem palić ogniska, że świece rozmieszczone w kilku  miejscach, w śnieżnych zaspach, stworzą o wiele bardziej odpowiedni nastrój. Oczywiście pamiętam o wszystkich innych niezbędnych, przyziemnych akcesoriach jak zapałki, korkociąg, latarka (będziemy wracać z lasu w nocy, więc może się przydać), nóż (niektóre owoce chcę przekroić na miejscu), do tego odpowiedni do warunków atmosferycznych strój (zimno jak cholera!).


I przy stroju muszę się na chwilę zatrzymać. Bo tu dochodzi do pewnego absurdu, tzn zazwyczaj do lasu stroję się bardziej niż na codzień do pracy. Nie do końca ma to związek z próżnością własną. Długa kąpiel a następnie dobieranie elementów stroju, kolorów, makijażu, biżuterii to powolne czynności, które pomagają mi się już powoli zanurzać w nastroju święta. Zazwyczaj ubieram się w ciągu  2-3 minut, a codzienne czesanie i makijaż również mieszczą się w rozsądnym zakresie jakiś 5 minut.  Tym razem jednak robię wszystko o wiele dłużej, wolniej, staranniej, z dużą dbałością o szczegóły. Efekt końcowy jest tylko skutkiem i nie jest najważniejszy, bo to same czynności stają się już swoistym przedrytuałem. Pomagają uspokoić i pozbierać myśli, skupić się na tym co dzieje się tu i teraz.

Nasza grupa spotyka się już w metrze i razem jedziemy do lasu. Towarzystwo jest jak zwykle roześmiane, gadamy jeden przez drugiego, więc cieszę się, że tekst na blot przygotowałam wcześniej. Myślenie o nim w drodze na miejsce byłoby niemożliwe :-P Schodzimy z głównej ścieżki i zagłębiamy się las. Śnieg sięga do kolan, czasami do ud, nikt się nie przewraca ale jest wesoło. Kiedy dochodzimy do naszej plaży, wszyscy się uspokajają. Jest po prostu zbyt pięknie, żeby gadać. Milkniemy na chwilę, rozkładamy rzeczy. Zapalamy świecie, umieszczamy ofiary na ołtarzu. Otwieramy alkohol. Bez problemu każdy znów wchodzi w rytualny nastrój i możemy zaczynać.



A na moim disowym ołtarzu wciąż palą się świece. A kiedy się wypalą, przyjdzie kolej na przygotowania do Ostary.




2. ŚLĄSKIE JULE

"Jestem gościem, więc mogę sobie olać przygotowania, bo wszystko zrobią inni :-P". Jeśli wychodzisz z takiego założenia to cóż... muszę pogratulować cierpliwości ludziom, którzy Cię gdziekolwiek zapraszają ;-D
 Gość jest zawsze w bardziej komfortowej sytuacji. Gospodarze ściągają z niego część obowiązków i odpowiedzialności za blot, w zamian za to, że gość nie raz przemierza naprawdę spory kawał świata, żeby na święto dotrzeć. Czy to jednak znaczy, że mamy wparować na obrzęd w ostatniej chwili i spodziewać się oklasków oraz czerwonego dywanika dla VIPów?
Najlepiej przeanalizować sobie na co możemy sobie pozwolić. W czym możemy pomóc a w czym na pewno nie damy rady? Ile wysiłku w organizację wkładają gospodarze? Jak im za to podziękować?

Muszę przyznać, że to ostatnie Jule było na prawdę fantastycznym wydarzeniem zarówno pod względem przeprowadzenia obrzędu jak i przygotowania uczty i zapewnienia gościom wszystkiego co im potrzebne a nawet tego o czym nawet nie marzyli wcześniej ;-D
Jednak przed świętem nie byłam świadoma tego, że będzie aż tak zajebiście! :-)

Czego nie zrobiłam z okazji tego święta? Otóż absolutnie nie przejmowałam się przemówieniem publicznym, żadnych notatek i przygotowań. Wiedziałam, że na podczas toastu i tak znajdę odpowiednie słowa, w końcu to nie pierwsze Jule :-) Ofiarę przygotowałam już kilka dni wcześniej (biżuteria), więc na prawdę niewiele miałam na głowie.
Nie musiałam zajmować się przygotowaniem miejsca, kontaktem z pozostałymi uczestnikami święta, planowaniem gdzie kto będzie spał, zakupami, przygotowaniem domu... po prostu luz! :-D Moim jedynym zadaniem było - dojechać. A to trochę mało... biorąc pod uwagę to ile dostaję w zamian. W związku z tym imprezę postanowiliśmy wesprzeć prowiantem (szynka w winie), alkoholem (domowy miód), oraz siłą roboczą (przyjechaliśmy razem z Pawłem wcześniej i wzięliśmy się za lepienie pierogów).
 

Bardziej nie dało się pomóc, bo wszystko było przygotowane perfekcyjnie a gospodyni już zwarta i gotowa na przyjęcie pierwszych gości. W kominku palił się ogień, kuchnia pachniała przyprawami, stół był już przystrojony, pokoje gotowe, zakupy zrobione itd.



Śląska impreza była mistrzostwem świata i będę ją jeszcze długo wspominać. Każdy przyniósł coś od siebie, żeby wzbogacić ucztę. Każdy był i ładnie, i odpowiednio do warunków atmosferycznych, ubrany. Wychodząc na blot każdy wziął ze sobą część potrzebnych na rytuał rzeczy, nikogo nie  trzeba było o to specjalnie prosić. Drewno na ognisko zebrane zostało w ciagu kilkunastu minut. Ogień rozpalony od pierwszej zapałki, mimo mokrego drewna i śniegu. Piękne toasty, w których pamiętano i o bogach i o ludziach. Fantastyczna uczta, na której niczego nie zabrakło. Taniec, muzyka, śpiew i wesoła zabawa. Dobre wspomnienia i uczucie, że brało się udział w czymś naprawdę wartościowym i w świetnym towarzystwie. Każdy mógłby sie nauczyć czegoś od Ślązaków! :-) A spora część ich sukcesu to... właśnie znakomite przygtowanie! :-)


Jednak nawet najlepsza gospodyni i najlepszy gospodarz powinni zdawać sobie sprawę z tego, że nie mogą brać odpowiedzialności za zachowanie gości. A każdy gość powinien wiedzieć, że nie tylko na gospodarzu ale również na nim samym spoczywa odpowiedzialność za udane święto.

Czego od gości powinien wymagać/oczekiwać gospodarz?
Przede wszystkim punktualności. (Należy sobie tak zaplanować czas, żeby przybyć odpowiednio wcześniej a nie w ostatniej chwili lub po czasie. Jeżeli to niemożliwe to trzeba o tym uprzedzić organizatora).
Dotrzymania słowa i zobowiązań. (Jeżeli ktoś miał wcześniej pomóc w zbieraniu drewna na ognisko albo kupić po drodze mleko, to tak, ma to zrobić).
Współpracy. (Jeżeli masz możliwość podwieźć innych gości - zrób to. Jeżeli po drodze mijasz sklep, zapytaj gospodarza czy nie trzeba czegoś kupić. Jeżeli wiesz, że będzie uczta na wiele osób to postaraj się sam też przyrządzić jakąś potrawę. Kiedy widzisz, że wszyscy noszą drewno na ognisko to też się rusz. Jeżeli możesz jakoś pomóc - pomóż)
Dojrzałości. (Jeżeli jesteś bardzo spragniony a wiesz gdzie jest kuchnia to idź tam i nalej sobie wody zamiast stać jak nieszczęście i czekać aż zapracowany gospodarz domyśli się, że trzeba Ci znowu zaproponować coś do picia. Jeżeli wiesz, że na blot trzeba będzie iść przez pole i las to weź odpowiednie obuwie, nie opóźniaj innych i nie marudź, że Ci się szpilki zapadają w błocie.)
Poziomu. (Czyli nie schlej się do nieprzytomności zanim jeszcze wyjdziemy na blot! Bądź uprzejmy względem innych gości, nie nadużywaj dobrego serca gospodarzy. Jeżeli coś Ci nie odpowiada to powiedz o tym, rozwiąż problem od razu. Myśl o innych, nie tylko o sobie. Nie ma nic bardziej żałosnego od człowieka, który sam zżera całe ciasto a później jeszcze puszcza plotkę, że było niesmaczne).

Za gościnę należy podziękować i postarać się odwdzięczyć w przyszłości. To nie jest coś do czego trzeba się jakoś specjalnie przygotowywać a po prostu zawsze mieć to na uwadze. Dasz radę! ;-)













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz