poniedziałek, 1 października 2012

Wspomnienie o Herbstblocie


Autumn, where did the heart go?
Here where the land ends
We cry to the ocean
Words swallowed by the wind
Voices are fading
Words disappear

Lato się skończyło. Tego samego dnia, kiedy wróciliśmy ze zlotu do domów, nadeszły razem z wiatrem zimne noce - zimniejsze niż wcześniej. I tylko trudno określić, czy naturą tego chłodu jest pora roku, czy zmrożone, zastygłe w wyjątkowo bolesnych pożegnaniach emocje.

Herbstblot jest czasem plonów, także tych rozumianych w kategoriach pewnej metafory. Pytanie, którego nie możemy sobie w tym momencie nie zadać, brzmi, co tak naprawdę przez ostatni rok posialiśmy? Każdy z nas zbiera dzisiaj samotność, bo też nasze inwestycje były inwestycjami jednostek, nie społeczności. Czy nazwałabym to błędem, który zadziwiająco synchronicznie wszyscy popełniliśmy? Czy może to po prostu etap, pewne doświadczenie, które każdemu z nas było potrzebne, aby docenić to, co nam się przydarza, co nas otacza, co staje się szansą, a co prędzej czy później musimy stracić? Czas płynie, przecieka nam przez palce, a my wciąż niewystarczająco intensywnie cieszymy się chwilą, niewystarczająco głęboko oddychamy, niewystarczająco zdecydowanie wyciągamy dłonie do ognia, niewystarczająco szczerze mówimy o uczuciach.

Razem z tym zlotem, zakończyła się pewna epoka. Rodzina stała się rodziną może nie rozbitą, ale rozrzuconą po świecie. Jesteśmy wilkami, nie obawiamy się wyzwań i sięgamy odważnie po swoje marzenia, ale jednocześnie separacja łamie nam serca. Czy to jest tegoroczny plon - same rozstania? Niewiedza, kiedy się znowu zobaczymy?

Jednocześnie Herbstblot ostatecznie odarł nasz świat z pozorów. Będziemy potrzebować - wielu z nas - czasu, aby nauczyć się tej nowej rzeczywistości. Rozstając się ze sobą nawzajem, rozstaliśmy się także z zachowawczością, z postawami dotąd tak bardzo asekuracyjnymi, a poniekąd i z dumą, ucząc się za pewne rzeczy przepraszać i przyznawać się do błędów. Dawno temu, pewne więzy między nami wszystkimi zostały zawarte - więzy wspólnych świąt, więzy doświadczeń, więzy radości i smutków, pasji i rozczarowań, wspólnie przeżywanej ekstazy i długich, bezsennych nocy, aż do wschodu słońca. Wydaje się, że zaczynamy wreszcie dostrzegać, jak ściśle i jak silnie splecione są przeznaczone nam osobniczo losy. Społeczność jest wartością, bez społeczności nie możemy istnieć. Jako jednostki uczymy się żyć w tej społeczności i pracować na jej rzecz, nie tylko dla samych siebie, a społeczność - będąca swoistym organizmem, czymś znacznie więcej  niż sumą swoich członków i relacji między nimi - odwdzięcza się nam akceptacją, lojalnością i wsparciem.

Sądzę, że to jest lekcja, którą otrzymaliśmy moknąc podczas rytuału w deszczu - pierwszy raz, bo przez wszystkie te lata pogoda nigdy nas nie zawiodła. Czy to niebo płakało nad epoką, która się skończyła? Nad niepotrzebną z perspektywy ostrożnością, nad strachem, nad egoizmem? Nad nami samymi, którzy bez zapowiedzi - sięgając po wszystko, na co czekaliśmy, zaczynając smakować satysfakcję i urzeczywistniać marzenie - wypiliśmy napój bardzo gorzki? Woda mieszała się w naszym rogu z miodem, spływała po policzku, jak te łzy, które - być może - sami powinniśmy wylać nad zmarnowanym, niemożliwym do odzyskania czasem, nad przegapionymi szansami.

Odczuwam ten chłód, głęboko w niespodziewanie zdrętwiałym sercu. Patrzę jednak na naszą przyszłość z nadzieją. Widzimy na horyzoncie pewien cel, deklarowaliśmy się przez ostatnie dni do niego dążyć. Możemy zaklinać Norny, prosząc o szczęście i o wytrwałość w jego realizacji. Możemy także włożyć w to pracę, zadać sobie trud podróży i utrzymywania kontaktu, czasem wręcz przestać się nawzajem unikać. Jesteśmy społecznością. Jako tacy - stajemy się dla siebie całym światem.

Za tę naukę - podziękujmy bogom i duchom, podziękujmy tym, którzy jej otrzymanie umożliwili organizując spotkanie, podziękujmy sobie nawzajem. I pamiętajmy o wartości deklaracji, pamiętajmy o społeczności, pamiętajmy o sobie nawzajem.

1 komentarz: