środa, 23 lipca 2014

Midtsommer w Norwegii

Rzeźba przedstawiająca Odyna
Tegoroczne Midtsommer świętowaliśmy razem z norweskim Forn Sed.
Byliśmy bardzo ciekawi "jak to robią Norwegowie?", czy będą bardziej "tru" ze względu na bliższy (a na pewno dłuższy) kontakt z bogami i duchami tych ziem?
Czy takie wspólne doświadczenie będzie bardziej intensywne tu, z Norwegami, niż w Polsce?
Czym ich bloty i spotkania różnią się od naszych, czego warto się od nich nauczyć?

Cóż... odpowiedzi okazały się zaskakujące :-)


Zlot z okazji Midtsommer zaplanowany został na 3 dni, od piątku do niedzieli. Spotkać mieliśmy się w miejscowości Skjørshammer w regionie Østfold nad rzeką Glomma. Oczywiście jeśli miejscowość ma w nazwie "młot" to musi być fantastyczna! :-) I tak też było, poniżej załączam stykówkę z obrazkami z tego miejsca.
Plaża, pole namiotowe oraz drewniany domek (właściwie to połączenie przeogromnego, częściowo zadaszonego tarasu oraz małego pomieszczenia gospodarczego) - zostały zarezerwowane na ten czas tylko dla nas.
Mieliśmy ciszę, spokój i przepiękną pogodę. Słońce prażyło ale nikomu to nie przeszkadzało, bo chłodziła nas morska bryza. Ku mej ogromnej radości - nie było komarów :-)


Członkowie Forn Sed są jednocześnie świetnie zorganizowani (zadbali o każdy szczegół imprezy, łącznie z wyrobieniem certyfikatu dla żelaznego kotła, w którym palił się ogień, przywiezieniem ze sobą lodówki, własnoręcznym wykonaniem grilla z 200l beczki, zrobieniem zakupów dla wszystkich i przygotowaniem wszystkiego na ucztę i nie tylko, zorganizowaniem transportu, upewnieniem się na co kto ma alergię, komu czego może brakować itd) oraz nadzwyczaj wyluzowani. Żadnego spięcia, nerwowego biegania, szukania, przeżywania itd :> Ktoś się spóźnia? Spoko, poczekamy, widocznie ma ważny powód. Pogadajmy w międzyczasie o czymś przyjemnym. Nie przygotowaliśmy jeszcze wszystkiego na blot o 20:00 a jest już 22:00... hmm... żaden powód do stresu, najważniejsze to dobrze się przygotować a nie szybko. To był jeden z najbardziej odprężających weekendów tego lata :-)

W piątkową noc mieliśmy blot dla duchów miejsca. Zeszliśmy na plażę i ustawiliśmy się w kręgu. Część osób przyszła boso, boso była też prowadząca blot, Cathrina (która w jakiś dziwny sposób przypominała mi Leśną). Przywołała duchy powietrza, ziemi, wody i ognia... Brzmi jak wicca? Cóż, podobieństwo jest oczywiste jednak różnica w zastosowaniu i wykonaniu znaczna. Folklor norweski obfituje w istoty niezwykłe, o których krąży wiele historii, które da się dokładnie opisać, zidentyfikować i nazwać. Podzielenie tego zestawu na cztery porcje miało sens! Zapalając pochodnię pozdrowiła istoty związane z ogniem. Czując pod stopami chłód ziemi pozdrowiła istoty zamieszkujące lasy, związane z łąkami i gospodarstwami oraz te żyjące w górach i pod ziemią. Tutaj wyliczanka była najdłuższa - wszystkie rodzaje trolli, potem leśne nisse i tusse, huldrzy lud, karły, wszystkie stworzenia pomagające w gospodartswach ... masa! Weszła do wody i tam przywitała się z wodnikami, havfruą, havmanem, marmælem i stworzeniami mieszkającymi przy wodospadach. Też całkiem długa przemowa. To było bardzo osobowe i skuteczne pozdrowienie.
Duchy dostały wielką misę pełną dobrego jedzenia. I wtedy Cathrina zaczęła śpiewać. Wykorzystała utwór zespołu Valravn "Kom alle væsener", który przetłumaczyła na norweski.


To tylko 6 wersów ale w idealnym rytmie, powtarzane kilkakrotnie brzmią jak zaklęcie przywołujące duchy... i tak właśnie została wykorzystana ta pieśń w rytuale.
Nie umiem dokładnie określić, które drobne niuanse sprawiły, że ten blot przypominał mi Ostarę prowadzoną między innymi przez Leśną i Myszaq. Na pewno podobieństw było wiele.

Po blocie wróciliśmy na drewniany taras, gdzie czekała pyszna kolacja przy muzyce.
Ofiary dla duchów (a raczej ich resztki) zostały następnego dnia zakopane w ziemi.
Ciekawostką był dla mnie statyw na róg. Statyw wysokości takiego do mikrofonu, zakończony obręczą, w której umieszczało się róg. Interesujące rozwiązanie!

Na sobotę została zaplanowana wycieczka na wykopaliska archeologiczne i kurhany. Zostaliśmy obudzeni na śniadanie w bardzo ciekawy sposób, tzn bębnieniem. Pobudka idealna, bo bębnienie było na tyle nienachalne, że Ci, którzy woleli spać, mogli się po prostu odwrócić na drugi bok i kontynuować. Jednocześnie na tyle skuteczne, że ten kto chciał wstać na czas, obudził się. I po co komu budzik?
Oczywiście śniadanie się  trochę przeciągnęło, plany trochę przesunęły ale nikomu to nie przeszkadzało. Wszystko spokojnie, na luzie i w wakacyjnym rytmie.

Kiedy każdy był już gotowy do drogi, zapakowaliśmy się do aut i pojechaliśmy do Trømborga. Zwiedzanie zaczęliśmy przy kościelnych wykopaliskach. Podczas poszerzania terenu cmentarza odkryto pozostałości aż z epoki kamienia. W pobliżu kościoła jest też uzdrawiające źródło, które obecnie nazywane jest maryjnym, ale historie z nim związane świadczą o tym, że było cenione już przez pogan. Według dawnych opowieści, żeby się wyleczyć, należy podejść do źródła w czwartek o północy i obejść je 3 razy. Czwartek to dzień, który bardzo często powtarza się w opisach różnych czynności magicznych.
Później poszliśmy do pobliskiego rezerwatu, który chroni kurhany. A pilnuje ich stado niezwykle ciekawskich owiec. Te kurhany to miejsce, do którego członkowie Forn Sed udają się na utisetę. Ale oczywiście nikt nie robił tego teraz :->


Wróciliśmy na nasze "Młotkowe Wybrzeże". Norweżki zaskoczyły mnie po raz kolejny, bo przygotowały kawę i gofry. Gofry nie byle jakie, bo zarówno w wersji zwyczajnej jak i bezcukrowej, bezglutenowej i jeszcze jakiejś... I oczywiście ze wszystkimi możliwymi dodatkami. W trakcie gofrowej wyżerki mieliśmy wykład o produkcji miodu pitnego.
Początkowo miały to być warsztaty ale niestety zgłosiło się zbyt mało chętnych, więc była tylko teoria. Na szczęście nie sucha, bo z degustacją :-) Gospodynie tego zlotu, Skade i Ravn, poczęstowały nas jeszcze dosyć młodym miodem własnej roboty z dodatkiem soku z jabłek, gruszek i owoców leśnych. Rewelacja! Oczywiście mamy też przepis na miód i w sumie nie jest to zbyt skomplikowane. Trzeba będzie zacząć warzyć domowy trunek, bo niestety w norweskich sklepach monopolowych jedynym miodem jest duński Valhalla Mjod, nie najwyższych lotów.

Kolejne warsztaty prowadził obecny lider Forn Sed, Ivar. Było to wprowadzanie do run dla początkujących ale i tak z zainteresowaniem uczestniczyliśmy w zajęciach. Bardzo mi się podobało to, że zamiast długiej i nudnej teori, przeszedł od razu do rzeczy. Pokazał swoją technikę wprowadzania się w trans przed korzystaniem z run. Ciekawe... Muszę przyznać, że zna się na rzeczy i bardzo trafnie i dokładnie potrafił określić np. naszą obecną sytuację.

Następnie przyszła pora na część rozrywkową. Ku mojemu zaskoczeniu był to pokaz psiego tańca... Właściwie to nie tańca a różnych sztuczek wykonywanych przy muzyce przez dwa małe shih tzu i jednego pudla... I co z tego, że nie ma to nic wspólnego z dawnymi wierzeniami? Nie tylko o to chodzi przy okazji takich zlotów. Nie tylko dobry blot się liczy. Ważni są ludzie. A ludzie z pasją (nawet jeśli jest taka nietypowa jak tresura małych piesków) zawsze wnoszą coś ciekawego do społeczności.

Kiedy wszyscy byli już na to gotowi, poszliśmy na blot. Tym razem prowadzony przez małżeństwo, Skade i Ravn. Zamiast rogu używaliśmy drewnianej misy. Poza tym było prawie tak samo jak z wrocławską ekipą ;-) (Prawie, bo ze swoimi ZAWSZE lepiej!). Właściwie to mogę powiedzieć, że robią bloty tak samo jak my :> Bez  egzaltowanego wymachiwania młotem, bez nadmiernych ozdobników, konkretnie ale nie za szybko. Tak, żeby każdy zdążył dostroić się do chwili, otworzyć na więcej i poczuć. Z uczuciem a nie na pokaz. Mocno, śmiało i szczerze.
W trakcie blotu również odezwały się kruki. Ludzie wznosili toasty w podobnym stylu jak nasi. Jedyna większa różnica to to, że blot był bardzo blisko naszego obozowiska i brakowało mi tej dosłownej i metaforycznej drogi do miejsca rytuału, która mi osobiście bardzo pomaga przygotować się do tego, co mnie czeka.
Ofiary złożyliśmy w ziemi. Niepełnoletni zamiast miodu pili colę :-D, ale takie było ich życzenie.


A potem zaczęły się przygotowania do uczty. Każdy miał coś do roboty i muszę przyznać, że takie wspólne krojenie, szatkowanie, nadziewanie, przyprawianie i marynowanie naprawdę dobrze integruje. Obserwowanie ludzi przy pracach kuchennych jest również ciekawe i opowiada co nieco o poszczególnych osobnikach. Fan diety bananowej wciśnie banany nawet do sałatki warzywnej, szalona artystka jest w stanie pokroić ogórka nożyczkami a perfekcjonista wyjmie z pudełka przygotowanego parę dni wcześniej marynowane mięso łosia, żeby teraz przerobić je na idealne szaszłyki, itd. Jedni uczą się od drugich i często dzięki temu powstają nowe i oryginalne dania.


Na tym jednak wieczór się nie skończył. O północy dojechał nasz znajomy szaman, Øyvind. Ze względu na rodzaj wykonywanej pracy miał tylko parę godzin wolnego ale chciał je spędzić tutaj i razem z nami podziękować bogom. Ze względu na Øyvinda, którego zdążyłam polubić, zdecydowałam się na udział w kolejnym blocie, chociaż miałam nieco mieszane uczucia. Dwa bloty pod rząd? Czy to nie będzie wyglądało jak "poprawka", albo nie umniejszy wartości mojego podarunku z okazji pierwszego blotu? Właściwie to nie mam już nic do ofiarowania, czy mogę więc iść do bogów z pustymi rękami? No ale zaraz, w końcu parę godzin temu już tam byłam... itd. W sumie to te wszystkie myśli przeleciały mi przez głowę o wiele szybciej niż zajęło mi napisanie tego zdania i wszelkie wątpliwości rozwiała pewność, że chcę jeszcze raz przywitać bogów i podzielić się rogiem miodu ze znajomym.
Ten blot był inny, bo mocno szamański. Dużo bębnienia i galdrowania. Intrygujące podanie ofiar. Piękne inwokacje. Inny sposób doświadczenia bogów. (Nawet nie umiem tego wyjaśnić; określenia, które natrętnie kołaczą mi się po głowie to większy i wszechotaczający. Tak jak podczas tych bardziej magicznych rytuałów z Isą).
Nie planowałam żadnej ofiary z okazji tego blotu ale w ostatniej chwili coś mnie tknęło, żeby odpiąć Ægishjálmur wypalony na małym drewnianym krążku (produkt z Dziupli) i przyczepić go do rzeźby przedstawiającej Odyna.

A potem było dużo czasu na rozmowy o wszystkim i o niczym, podczas których okazało się między innymi, że Norwegowie potrafią odśpiewać (a przynajmniej zanucić) ten tragiczny kawałek Donatana "My Słowianie". Podobno Norwegia oddała na Polskę najwięcej głosów podczas Eurowizji... Później rozszyfrowaliśmy hasło "Wruklaf", czyli Wrocław czytane z norweska. Od słowa do słowa odkryłyśmy razem ze Skade i Ravn, że w tym roku byliśmy we Wrocławiu w tym samym czasie, na początku maja. Bardzo możliwe, że minęłyśmy się pod Halą Ludową czy Arkadami. Długo toczyły się rozmowy o Wrocławiu i zgodnie doszliśmy do wniosku, że na pewno wybierzemy się tam razem. I to nie raz, bo dziewczyny z Forn Sed miastem są zachwycone, czuły się tam świetnie i chcą polecieć ponownie choćby jutro.

Na zakończenie dostaliśmy w prezencie butlę domowego miodu, który mam zamiar zachować aż do Jule i podzielić się nim z naszymi przyjaciółmi w Polsce.

I tak tylko się zastanawiam nad tym jak zawsze ciągnęło mnie do Norwegii. Wieczna ciekawość, pogoń za nowymi przygodami, intensywniejszym doświadczaniem, dokładniejszym poznaniem. Nie żałuję niczego, mimo wysokiej ceny, którą za to zapłaciłam. Było warto i jest warto. Jednak Norny (lub Bogowie) jak zawsze sprowadzają mnie na ziemię, kiedy za bardzo się rozpędzę i zaczynam widzieć tylko cel a nie zwracam uwagi na obraz całości. I śmieją się ze mnie bezczelnie, kiedy czekam na spotkanie z Forn Sed w Oslo, umieszczając Forn Sed tuż przed moim nosem we Wrocławiu. Pewnie był niezły ubaw z mojej reakcji na wiadomość, że w czasie, w którym przechodziliśmy przez Arkady robiąc zakupy na walpurgiową imprezę u Kryzysów, dziewczyny z Forn Sed gapiły się na rekiny pływające w akwarium w Arkadach... I cieszyły ze staników, które właśnie nabyły. Ech... Życie jest naprawdę zabawne, jeżeli się spojrzy na nie z dystansu :-)



2 komentarze:

  1. Piękna relacja. Na chwilę mogłam przenieść się zza swojego biurka w pracy na norweskie wybrzeże. Piękne święto, ze wspaniałą oprawą! Też kiedyś zdarzyło mi się mieć "podwójny" blot - z podobnych powodów i nawet przez chwilę nie miałam wątpliwości że jest to w porządku. To jak z wizytą u przyjaciół - jeśli wyjdzie się na chwilę i przyprowadzi nowego gościa, nie wydaje się to nietaktem :). Bardzo podoba mi się to, że wszystko przebiegało bez pośpiechu. Pośpiech jest największym wrogiem świąt, zabija atmosferę i zżera je od środka. Dobrze że są ludzie (sama też takich znam) którzy wiedzą że zamiast szalonej gonitwy i odhaczania kolejnych punktów z rozpiski lepsze jest pozwolenie, by wszystko płynęło swoim naturalnym rytmem i przygotowania przebiegały z uśmiechem na ustach. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie połączenie dokładnej i dobrze zaplanowanej organizacji z luzem i bardzo pozytywnym nastawieniem, to wg mnie idealna mieszanka! :-) Wiadomo, że punktualność jest ważna, ale przecież zegarka używamy po to, żeby sobie życie ułatwić a nie skomplikować i robić wszystko pod dyktando rozpiski, nie ważne jak, żeby tylko zdążyć. To nie o to chodzi! :-) Moim zdaniem idealne planowanie zlotu to nie takie, w którym wszystko przebiega co do minuty zgodnie z planem (w końcu to nie manewry wojenne!) ale takie, dzięki któremu wszyscy dobrze się czują i mają zapewnione wszystko co im do szczęścia potrzebne. Naprawdę, rozczulił mnie facet z ekspresem do kawy i lodówką!!! Taką dużą :> I dziewczyny, które przygotowały 4 rodzaje ciasta na gofry! Kucharz, który zamarynował specjalnie na tą okazję koninę w guinessie! Plaża zarezerwowana na wyłączność... To więcej niż potrzeba do szczęścia, to rozpieszczanie, dzięki któremu uczestnicy czuli się nie tylko bezpiecznie i wygodnie ale też poczuli lepiej wyjątkowość tego święta.
    Na wszystko był czas, niczego nie zabrakło, każdy mógł robić to na co miał ochotę i nikt się nie nudził. My też już się nauczyliśmy tego luzu (pięknym przykładem jest chociażby ostatni zlot Ostarowy) ale to spotkanie zorganizowane przez Forn Sed to był majstersztyk! :-) Dzięki czemu jest motywacja, żeby kolejne duże spotkanie w Polsce zrobić jeszcze zajebiściej ;-)

    OdpowiedzUsuń