poniedziałek, 15 lipca 2013

Zrób sobie Nidstang!

"Jeśli masz wroga, któremu źle życzysz - możesz wznieść Nidstang. Bierzesz drewniany pal i umieszczasz go w ziemi ewentualnie miedzy głazami - tak, żeby się nie ruszał. Na szczycie umieszczasz koński łeb. Teraz mówisz: "Nidstang wznoszę tu" oraz podajesz powód swojego gniewu. Nidstang pomoże dostarczyć wiadomość do bogów. Twoje słowa przejdą przez pal i wyjdą przez końskie "usta". A bogowie zawsze słuchają koni. Teraz bogowie usłyszą Twoją historię i również się rozgniewają. Bardzo się rozgniewają. Wkrótce Twój wróg posmakuje boskiego gniewu i kary. A Ty dostaniesz swoją zemstę. Powodzenia!"


Takimi słowami zachęcają nas twórcy wystawy poświęconej koniom w Muzeum Historycznym w Oslo. Zapewne wg autora tekstu miało to brzmieć żartobliwie. Zresztą każdy poganin korzystający z internetu i interesujący się kulturą skandynawską i dawnymi wierzeniami prędzej czy później trafi na wirtualne nidstangi. Brzmi to raczej śmiesznie... nidstang w internecie? Obrazek końskiej głowy na fejsie? Zupełnie niepoważne w sytuacji, gdy obrażony znajomy odgraża się w ten sposób na portalu społecznościowym, czyli w tym samym miejscu gdzie inni piszą o tym co zjedli na śniadanie, jaki obejrzeli film albo o tym, że znowu mają katar. Ale zdarzają się również akcje poważniejsze, coś w rodzaju happeningów internetowych, jak np ten przeciwko propagandzie rasistowskiej i nazistowskiej oraz ludziom bezczeszczącym symbole norydckie (Heathen Against Hate). Ten akurat nid pojawił się na wielu pogańskich stronach, np tutaj (wersja angielska), tutaj (wersja norweska).
O wiele poważniej robi się, kiedy podczas spaceru trafiasz na taki nidstang... W ubiegłym roku miałam okazję doświadczyć tego na własnej skórze. Ścieżka prowadząca z lasu przebiegała obok jednego z gospodarstw.


Zauważyłam dziwny kształt na ziemi...


Nie wiedziałam co to jest, ale nie miałam najmniejszej ochoty oglądać tego z bliska. W moim przypadku jednak chora ciekawość często bierze górę nad zdrową intuicją, a to "coś", mimo iż było bardzo nieprzyjemne w odbiorze to jednocześnie intrygowało. Postanowiłam jednak rzucić okiem.

 Hmm... pal a obok końska głowa?

 Na zbliżeniu widać, że jednak ośla a całość nie przypomina tego níðstang'u  o którym możemy poczytać w Sadze o Egilu Skallgrimsonie czy Vatnsdœla saga. Pal jakiś taki krótki, run żadnych na nim nie widać a ośla morda dziwnie związana drutem. Szukałam oczywiście jakiś racjonalnych wyjaśnień, np przynęta na.... no właśnie, na co? Zresztą, żadnej pułapki nie było, chyba że łeb był posypany trutką - ale też nic na to nie wskazywało. A do tego to uczucie pt "wynoś się stąd jak najszybciej" i martwa cisza wokół. Następnego dnia nie było już śladu po głowie i palu. Wg mnie - nidstang. Domowej roboty, zapewne przeciwko komuś kto za dużo gada i wtyka nos w nie swoje sprawy. Przeciwko komuś, kogo trzeba było "złapać za mordę". Ciężko opisać tą mieszankę emocji - z jednej strony niechęć do przebywania w tym miejscu i obrzydzenie w związku z tym co widzę, z drugiej dzika radość, że ktoś naprawdę to zrobił. Wierzył. Wiedział. Wysilił się.

I dlatego tekst z końskiej wystawy, zapewne mający rozbawić zwiedzających, na mnie wywarł całkiem inny efekt. Melancholia i refleksje na temat tego jak poważnie traktujemy słowa i obietnice. Jak nasza wola dzieje się poprzez słowa. Jak słowo staje się materialnym dowodem naszych życzeń, obietnic lub zemsty. Nie rzucajmy słów na wiatr...






1 komentarz:

  1. Kompletnie nie odebrałabym tego jako żart, we mnie wzbudza szacunek i strach..

    OdpowiedzUsuń